„Skrzypce i ja” Yehudi Menuhin
Polski wydawca dzieła „Skrzypce i ja” Yehudi Menuhina” ARKADY pisze „…W naszym hałaśliwym, chaotycznym świecie skrzypce przemawiają tak czystym tonem, że ich muzyka jednoczy ludzi ponad różnymi epokami, kulturami i językami…”
Yehudi Menuhin „…Zewsząd otacza nas coraz większy hałas, tym bardziej nieznośny, że pozbawiony wszelkich znaczeń. Choć przestał być sygnałem zachował agresywne brzmienie… Żyjemy w świecie, w którym prymat należy do wzroku: słuch znajduje się na drugim miejscu. Najważniejszy jest obraz. …Niektórzy ludzie potrafią jeszcze słyszeć rzeczywistość i mówią o wibracjach przekazywanych przez dane miejsce albo czyjś głos. Jednak na ogół oceniamy świat na podstawie wyglądu… Poddając się dominacji oka, a za jego pośrednictwem także zmysłu dotyku, jesteśmy zdani wciąż na kontakty z pośrednikami. Świat zmienia się w jedno wielkie ogłoszenie reklamowe, ponieważ oko zamyka nas w królestwie zewnętrznego wyglądu rzeczy, a zatem całkiem możliwe – pozorów. Oko nami włada, ale może nas także zwodzić. Tymczasem muzyka nie może zwodzić, ponieważ należy do sfery tego co rzeczywiste i dociera do nas w bezpośrednim kontakcie. Dobiega do nas z głębi bytu, nie z zewnętrznego przejawu. …muzyka może ingerować w istotę bytu i przekształcać go. … miałem okazję osobiście obserwować niemal cudowne rezultaty działania muzyki, a to dzięki projektowi MUS-E (Music, Source of Equilibrium and Tolerance – muzyka źródło równowagi i tolerancji)… Celem projektu jest wprowadzenie piosenek i tańca do programów szkół dla dzieci z „trudnych środowisk”… kontakt z muzyką pozwala im odzyskiwać równowagę emocjonalną, nawet jeśli dzieje się to tylko przez kilka godzin tygodniowo. Zajęcia przynoszą zdumiewające rezultaty – widać, jak pod wpływem muzyki rozkwita osobowość dzieci, rozwija się wrażliwość, umiejętność znajdowania miejsca w grupie, zdolność improwizacji i tworzenia, wreszcie pamięć. Poprawiają się wyniki w nauce. Zupełnie, jakby pod wpływem dźwiękowych wibracji dzieci ulegały metamorfozie – z klasy szkolnej znikają nieufność, przesądy, lęki i przemoc… W dzisiejszym świecie muzyka i taniec stanowią prawdziwe antidotum na przemoc. …Stabilizujące oddziaływanie muzyki i ruchu ciała oraz spokój i skupienie, jakie przynoszą, są obiektywnym, namacalnym faktem. Nie ma lepszego sposobu zagwarantowania zdrowia psychicznego naszego społeczeństwa i osiągnięcia większej harmonii między ludźmi…”
Oczywiście nie mówi się tu o źle akustycznie wzmocnionych koncertach czy salach kinowych………
Warto zacytować artykuł napisany kilka lat temu:
Yehudi Menuhin, Kultura a pokój.
Materiał ze strony www.eurodialog.org.pl
„Jesteśmy świadkami wzrastającej przemocy, upadku poszanowania tak dla religii, patriotyzmu, jak i umów, zanika szacunek dla kobiet, dzieci i rodziny. Mamy do czynienia z brutalizacją postaw względem przyrody i względem życia oraz utratą czułości i współczucia dla biednych, wykorzystywanych i cierpiących.
Towarzyszy temu wzrost bezwzględności wśród ludzi, wojny domowe i agresja, nawet w handlu, nauczaniu, na ulicy, następuje ogólny zwrot do uproszczeń i widzenia świata w kolorach czarno-białych, wszelką myśl przenika fundamentalizm.
Po przeciwnej stronie tego ponurego obrazu zauważamy inne zjawiska, budzące nadzieję u zarania XXI wieku. Jednym z nich jest odarcie, dzięki naszej wiedzy i wzajemnemu zrozumieniu, człowieka z jego samouwielbienia, przesądów, fałszywych złudzeń, hipokryzji i obnażenie – dosłownie i w przenośni – jego ciała i duszy. Czy dobro i nadzieja zwyciężą zło? Tak, zdaje się, brzmi dzisiaj pytanie, a trudność odpowiedzi polega na ścisłym powiązaniu i przeplataniu się dobra ze złem. Z coraz większą szybkością poruszamy się dosłownie w kierunku martwego końca; poziom dobrobytu gospodarczego rozumie się jako nieprzerwany wzrost, wymagający grabienia zasobów naturalnych, zanieczyszczania wszystkiego, czym oddychamy i co jemy. Grożą nam rewolucje społeczne, jako że powiększa się dystans i rosną napięcia pomiędzy bogatymi i biednymi. Upadek demokracji na rzecz systemu totalitarnego wisi w powietrzu. Jednocześnie poszukujemy trwałych modeli, przez które ludzkie talenty i dobra przyrody mogą być przystosowane do cywilizowanych struktur bez zagrażania naszemu potomstwu i bez skazywania następnych pokoleń na coraz większą nędzę.
Rozwój nowych i twórczych wartości (introspektywnych, obiektywnych i odkrywczych) w żaden sposób nie może być interpretowany jako zaprzeczenie tego, co święte, lecz jak zdzieranie masek, ubiorów i ornatów, których często nadużywaliśmy jako symboli rzeczywistości sakralnej, oderwanej od naszego codziennego życia, często po to, by okryć nasze własne grzechy i zbrodnie. Żeby stawić opór tym zagrożeniom, w pewnych obszarach życia należy przywrócić szacunek dla wartości, które tak zwani ludzie prymitywni zrozumieli jako rzecz istotną, by ludzkość mogła przetrwać. Dzisiaj nie tylko nasze dzieci i nasze drzewa, ale wszystkie dzieci i wszystkie drzewa należy traktować z czcią.
Z pewnością jedną z przyczyn śmierci zorganizowanego, „racjonalnego” komunizmu była jego negacja świętości. To wielkie pojęcie wspólnoty dzielenia się, praktykowane przez Jezusa i Eseńczyków, znalazło swój wyraz w najbardziej oddanym uczuciu religijnym. I właśnie owa nieobecność świętości na naszym kapitalistycznym wolnym rynku (niezależnie od tego, co sprzedajemy i kupujemy: innych ludzi, leki, broń, węgiel, ropę, drzewo lub tubylców) jest przyczyną obecnego upadku cywilizacji, która zalicza demokrację oraz wolność myślenia i wyrażania do swoich świętych cnót. Żeby bowiem dominować, wpływać czy panować nad coraz bardziej zróżnicowanymi kulturami ludzkimi znajdującymi się w różnych częściach świata, trzeba posiadać nie tylko lepsze środki – broń do działania natychmiastowego czy opóźnionego, śmiercionośne uzbrojenie oraz ekonomiczne środki nacisku – lecz także bardzo uniwersalną doktrynę, czy – mówiąc inaczej – coraz większą kromkę prawdy?
Misjonarze przybywali do pogan z nowym kodeksem moralnym, głosili obietnicę zbawienia i ostrzegali przed wiecznym potępieniem, głosili naukę o równości, sprawiedliwości i dobrotliwym Ojcu, który roztacza nad ludźmi opiekę. Taką postawą misjonarze bardziej zjednywali sobie ludzi niż przedstawiciele jakichkolwiek religii plemiennych. Religie te bowiem dostosowane były do potrzeb lokalnych i brakowało im idei powszechnej równości, sprawiedliwości, odpuszczenia grzechów oraz nauki o boskiej opiece, jaką tylko „jeden prawdziwy Bóg” mógł zapewnić. Wiara żydowska, Kościół katolicki i protestantyzm to nadal religie dominujące. Powstało jednak wiele kościołów, niektóre z nich w rażący sposób wykorzystują ludzi i są zwolnione od podatków, inne znowu niezwykle szlachetne – jak Kościół Adwentystów Dnia Siódmego, bahaizm, Kwakrzy, czy jak inny wielki potomek wiary żydowskiej – mahometanizm. Wszelako religie te rzadko uczestniczyły w postępie demokracji i procesie ciężko zdobywanych wolności.
Dzisiaj nie ma już takiej religii, która by kwestionowała podstawową zasadę monoteizmu. Nie tylko „Stwórca” jest jeden, wszystko inne też odnosi się do „Jednego,” począwszy od światła do materii. Światło jest uwolnioną materią, materia uwięzionym światłem: dopiero teraz zaczyna się ukazywać prawda tej relacji, równania pomiędzy tym, co organiczne, a tym, co nieorganiczne, pomiędzy chemią ożywioną i nieożywioną. A wszystko to ma udowodnić, iż wszechświat nie obraca się wokół człowieka, Bóg nie jest antropomorficzny, zaś żyjąca i rozwijająca się inteligencja jest bytem najwyższym. Bez wątpienia należymy wszyscy do tego jednego trwającego stwarzania, którego jesteśmy tak samo siłą poruszającą, jak i biernym elementem. Wierzę, że to credo podnosi wagę ludzkiej inteligencji do najwyższego poziomu, umieszczając nas jako istoty ludzkie tam, gdzie pokornie służymy kosmicznej inteligencji większej niż nasza. To credo prowadzi nas do źródła objawienia. Pewna jest jedna rzecz, otóż możemy być zarówno dumni jak i pokorni: dumni bo należymy do żyjącego przeznaczenia, i pokorni w naszej czci dla większej inteligencji powierzonej naszej świadomości.
Niemniej jednak tradycyjny monoteizm z jego koncepcją jedności jest nadal czymś jedynie nieco większym od półprawdy, dopóki wyklucza dwie zasady:
a) Z jedności musi wynikać, że Bóg nie jest poza swoim stworzeniem; raczej zamieszkuje i stanowi część każdego atomu i każdej komórki. Nieuchronnie ogarnia nas nieskończoność, wieczność i nieustanne stwarzanie. Człowiek z definicji jest zwierzęciem religijnym, które ma wolny wybór i jest odpowiedzialne.
b) Zasadę nieograniczonej różnorodności należy traktować jako zasadę równie świętą jak zasada jedności, i w tym względzie zarówno poganinowi jak i animiście należy się przysługujący im udział w tym, co święte. Osobiście skłaniam się do przekonania podzielanego przez wiele religii animistycznych oraz przez naszych druidów. Otóż Bóg naprawdę zamieszkuje drzewa. Kościół katolicki, jak sądzę, posiada największą siłę częściowo dlatego, iż milcząco przyjął pogaństwo i nigdy całkowicie z nim nie zerwał, przeciwnie niż mohametanizm.
Warto zauważyć, że najstarsza religia, z której wywodzą się zachodnie wierzenia – religia żydowska, religia najmniej przesądna – sama odegrała bardzo znikomą rolę w nawracaniu. Żydzi nie tylko przez tysiące lat nie posiadali żadnej doczesnej władzy: państwa, armii czy floty, byli ludem Księgi i nie bardziej niż Kwakrzy posiadali imperium tego świata. Budowanie imperium oraz pragnienie panowania nad innymi zastępowały im: świątynia, szkoła, dom oraz rodzina. Byli ludźmi piśmiennymi, filozofującymi, komunikującymi się oraz precyzującymi słowa abstrakcyjne i liczby. Byli także szafarzami Dziesięciorga Przykazań i nigdy nie zawiedli jako rózga na prześladowania – religijne, rasowe a obecnie narodowe. Trudno powiedzieć, żeby to był atrakcyjny przykład do nawrócenia!
Obawiam się, że ich (nasz) Pan zachowuje jeszcze jedną karę dla tego najstarszego z prześladowanych wielkich ludów, w Jego niedbałej i obojętnej akceptacji konsekwencji wolnego wyboru. O ile wiem, Ziemia Święta nigdy nie była samorządna od czasów biblijnych, kiedy to ludy semickie ją zdobyły. Jeśli dzisiaj jest znowu samorządna, winna stać się, jak powiedział mi król Hussein, Federacją Semicką.
Dzisiaj tematem mojej rozprawy jest relacja pomiędzy Kulturą a Pokojem. Dotknęliśmy religijnych aspektów kultur, ale nie rozważaliśmy, jakie są cele Pokoju. Przynależność do danej kultury oraz jej akceptacja to rzecz istotna dla bezpieczeństwa i ciągłości – by można uprawiać ziemię, nauczać dzieci, uprawiać wiedzę, stworzyć widzialne, słyszalne i trwałe potwierdzenie wszelkiej kultury. Świętość Kościoła, sprawa często większej wagi od króla i kraju, tłumaczy budowanie katedr, kaplic, muzykę, sztuki formalne, szkoły, imponujące formalne struktury zachowania domagające się powszechnej czci oraz szacunku ze strony wcześniejszych, węższych i pierwotnych kultur ludowych. Tym sposobem wszelka kultura jest mieszaniną tego, co święte, i tego, co czasowe, co można z grubsza określić jako wyższe i niższe, mieszaniną tego, co możemy nazwać wiecznym i trwałym. Domagamy się pewnego stopnia trwałości, by zapewnić bezpieczeństwo następnym pokoleniom, by one mogły uprawiać badania kulturowe, naukę, sztukę i handel. Wszelako my nie możemy korzystać z tych owoców cywilizacji bez odniesienia do tego, co wieczne, i co – jak sądzę – zaczynamy teraz uznawać.
Niektóre kultury bywają drapieżne, żerujące na środkach zgromadzonych przez kultury bardziej stabilne, a często niszczące je. Inne kultury, jak Sparta, były czysto wojskowe. Niektóre stanowiły mieszaninę niedoszłych władców świata i wielkich kultur – Niemcy, Japończycy i na swój sposób Związek Sowiecki – łączące wojskowość z dobrą nowiną. Niemcy usiłowały sformułować tę nowinę poprzez Goebbelsa, ale była to jednak nowina żałośnie naga i skazana na porażkę, bo ograniczała się do głoszenia wyższości rasy aryjskiej! Niektóre kultury były czysto pokojowe, inne z kolei – jak Polinezyjczycy, Eskimosi, Czerwoni Indianie w ogóle nie bronili się przed naszym Bogiem i naszym karabinem.
Era zachodnich imperiów wiązała się ze wspólnymi wysiłkami na rzecz wielkich dystrybucji związanych z podobnymi kolorami na mapie świata, wysiłków podejmowanych zarówno przez wojownika, jak i kapłana. Można utrzymywać, iż Anglia mocniej zasadziła element demokracji parlamentarnej i handlu niż inne imperia. Bezpieczna i umiłowana ojczyzna z większym sukcesem bawiła się w imperium niż inne kraje, ponieważ kształtowała ludzi każdego stanu i klasy, którzy z różnych względów skłonni byli ryzykować swoje życie i swój los w grze; zwycięstwo przyszło z łatwością, bo zachowanie sportowe i handel były bardzo ważne.
Dzisiaj mamy państwa i kultury wszelkich rozmiarów i rodzajów, począwszy od nowszych kultur globalnych nauki, technologii, handlu i komunikacji do wspólnot narodów, europejskich, brytyjskiej, do wspólnot narodowych, regionalnych, nomadycznych, imigracyjnych, miejskich: spotykamy się z elementami lokalnymi jak też i międzynarodowymi tych kultur w sytuacjach konwencjonalnych jak i konfrontacyjnych.
Fale przemocy podnoszą się w naszym życiu i uzurpują sobie prawo do naszego czasu, pokoju umysłu, naszego bezpieczeństwa i samej naszej świadomości. Żyjemy w ewidentnie nieuporządkowanym świecie, w którym pojawiają się nowe formy, nowe wzory porządku, niektóre bardziej oświecone niż inne. Formy brutalnego fundamentalizmu, choć już przestarzałe, desperacko walczą o swoją pozycję; z drugiej strony mamy różne małe społeczności młodych, jak pierwotne wspólnoty ludzi kwiatów z San Francisco, czy też ich przeciwieństwo – miejskie gangi młodzieżowe. Te najbardziej zaawansowane, intelektualnie czujne i otwarte międzynarodowe organizacje młodzieży świata, podzielające te same osobiste i globalne niepokoje, zaangażowane są przede wszystkim w budowanie świata lepszego społecznie, ekologicznie i duchowo. Taka młodzież świata przygotowana jest do walki o globalne wartości ludzkie, ale – jak sądzę – z powodu narodowej dumy nie będzie się już angażowała. Jest to jeden z powodów, dla którego współczesne profesjonalne armie są faktycznie w pewnym sensie armiami najemnymi, zaś Rosjanie, Chińczycy są w istocie armiami ludowymi; taką armią są nadal Szwedzi. Armie te trzeba w końcu zastąpić narzuconą wspólnotą społeczno-wojskową czy policją światową, posługującą się najwyższymi standardami służby państwowej i zaangażowaną w ochronę słabszych: kobiet, dzieci, biednych, głodnych, kalek, chorych, słabych i bezdomnych, czy nawet, zależnie od sytuacji, „łamiących prawo”.
To, co brutalne, przenika obszary wypracowanego i subtelnego wyrażania się. Nasze zmysły wystawione są na śmiercionośne ataki. Wystarczy zacytować kwestię z Hamleta „of sound and fury signifying nothing”. Nic bardziej nie odkrywa odwiecznej prawdy niż te słowa Szekspira.
W telewizji – ludobójstwo, zabijanie i tortury. Nasze środki przekazu to nieustający strumień poniżających wrażeń, reportaży i plotek przeciwstawiony tej nieistniejącej ziemi przyciągających reklam, gdzie uczymy się czystości nabytego szczęścia. Słyszymy warkot młota pneumatycznego albo głośną muzykę, ogłuszające decybele dyskotek. Takie znieważanie naszych zmysłów słuchu, powonienia i smaku brutalizuje nas i stanowi symbol konfrontacji pomiędzy istotami ludzkimi oraz ich różnymi potrzebami. Podziały te coraz bardziej tracą na znaczeniu w świecie, który w coraz większym stopniu polega na sobie i w którym każdy z nas zależy od tak wielu ludzi. Ponadto jest to świat, w którym od razu reagujemy na wydarzenia na całym globie.
Wszelako musimy wszystkim i każdemu z osobna zapewnić pokój. Będę teraz mówił o warunkach takiego pokoju. Otóż musi w nim znaleźć się miejsce dla pełnego ujawnienia się naszych talentów, darów dzięki którym wyrażamy siebie, gdyż w przeciwnym razie ropieją, fermentują, gniją i ulegają zniszczeniu. Społeczeństwa, o jakich myślimy, muszą być powiązane poczuciem przynależności na podobieństwo rozszerzających się koncentrycznie sfer wzajemnej zależności i wzajemnych interesów. Społeczeństwa takie winny cechować się zarówno przebojowością jak też subtelnością, powinny umożliwiać człowiekowi, religijnemu zwierzęciu, pełne wyrażanie swoich uczuć, swojej wiary w wieczność oraz tajemnicę życia w jego jedności i różnorodności. Musi on żyć w sposób twórczy, aczkolwiek z głębokim szacunkiem dla przyrody, sposobów życia i wolności jego współmieszkańców.
Formacja tego człowieka musi rozpocząć się już od najmłodszych lat od uszlachetnienia zmysłów, przede wszystkim zmysłu słuchu: głos, muzyka, pamięć, otaczająca przestrzeń. Wszelako jeszcze wcześniej, w porządku chronologicznym, należy rozpocząć od zmysłu bezpośredniego dotyku: skóry i języka, ciepła i opieki, pieszczoty i – rzecz jasna – co nieuchronne, tego, co nieprzyjemne, bolesne i niszczące. Mowa i język to tylko rozszerzenia zmysłu dotyku, kiedy to wibracje pochodzące z zewnątrz wzbudzają wibracje w naszych bębenkach, czyli w nas samych. Słuch, inaczej niż wzrok, który jest kierunkowy i konfrontacyjny (podmiot – przedmiot), jest globalny i wszechobejmujący. Nasze oczy winny spoczywać na zieleni przyrody, na niebie, gwiazdach i księżycu, morzach wzburzonych i spokojnych, na źródłach dźwięków, które wywołują ludzką reakcję ochrony, pociechy, rozmyślania, lecz także przerażają w małych uodparniających dawkach, kiedy uczymy się samoobrony, unikania, interweniowania lub ignorowania. Pisanie i czytanie to umiejętności wizualne, które tak naprawdę nie mogą rozkwitać, dopóki w pełni nie rozwinie się słuchanie, myślenie i mowa. Zmysły wyobraźni i obserwacji rozwijają się przez śpiew, rysowanie, malowanie, recytowanie, pisanie poezji i komponowanie muzyki, naśladowanie, działanie; kontrolowanie naszego ciała i jego zdrowia poprzez wiedzę, jaką posiadamy o wyżywieniu i szkoleniu w różnych dyscyplinach – yoga, Taichi, sztuki walki, do tego dochodzi ruch i taniec, podobnie jak śpiew, należy rozwijać od najwcześniejszych lat. To wszystko stanowi świat dziecka i podstawową formację, jaka winna poprzedzać abstrakcyjny świat czytania, pisania i liczenia. Uprawianie myśli i mowy to rzecz dużo ważniejsza niż czytanie i pisanie, bowiem jest to czynność podstawowa. Marzenie, rozmawianie, czy nawet filozofowanie, winny wyprzedzać dociekania abstrakcyjne.
To, co słyszane, jest ważniejsze od tego, co pisane, chociaż może być mniej zaawansowane, jeśli chodzi o udokumentowaną wiedzę i mądrość. To, co słuchowe, przedstawia jednak naszą nagromadzoną mądrość i stanowi nasze oddzielne kultury. W cywilizacjach, w których żyjemy, dążymy do odrzucenia sfery słuchowej. Jednakże wraz z niewiarygodnym postępem banków pamięci, komputerów zdolnych w pewnym sensie do myślenia, wewnętrzny świat mężczyzny, kobiety i dziecka, wewnętrzne życie oraz integralność muszą być chronione i wspierane. I to chcę osiągnąć poprzez projekt szkolny MUSE oraz projekt dla reprezentacji kultur, odmienny od politycznych reprezentacji narodów. Żeby projekt ten mógł funkcjonować, trzeba by zarówno Wspólnot Europejska oraz kultury uznały właściwy sobie zakres odpowiedzialności. Wspólnota, według słów prezydenta Higginsa, jest „Strażnikiem Kultur” zaś kultury wspierają Wspólnotę i jej funkcje. Moja bardzo skromna fundacja w Brukseli – Międzynarodowa Fundacja Yehudi Menuhina – angażuje się w te zadania, by pomóc w prowadzeniu naszej Wspólnoty Europejskiej w kierunku zrównoważonej harmonii, w której autonomiczne kultury byłyby reprezentowane i chronione przez Europejską Wspólnotę, same zaś wspierałyby tę Wspólnotę. „Porte-parol” musieliby być ludzie posiadający cztery umiejętności:
a) zaufanie własnej grupy,
b) niekwestionowany autorytet oraz wiedzę omawianego przedmiotu,
c) umiejętność rozmawiania z „wrogiem”,
d) no i, rzecz jasna, nie może to być terrorysta.
Kiedy już misja czy zadanie zostanie pomyślnie wykonane, osoba ta byłaby wybierana na stanowisko na okres 5 lat w Zgromadzeniu Kultur spotykającym się dwa razy w roku. Pragniemy ożywić i rozbudzić autentyczne sumienie europejskie ukształtowane na obraz tego, co zintegrowane bogactwo Europy już przyniosło światu – w muzyce, języku, literaturze, nauce, parlamentach, demokracji, w otwartości oraz koncepcjach społecznych, wyższych niż te znajdujące się w innych częściach globu.
Najbardziej inspirującym przykładem ludzkiej myśli było na przykład ustanowienie UNESCO. Organizacja ta powstała w Londynie z inicjatywy wspaniałej grupy ludzi posiadających wielkie wizje; jej pierwszym prezydentem był Julian Huxley, wielki biolog. Organizacja ta miała być całkowicie apolityczna i stanowić odpowiedniki Narodów Zjednoczonych. Z przyjemnością muszą stwierdzić, że w rękach Federico Mayora jeszcze mocniej wypełnia swoje pierwotne założenie – zjednoczenia świata – uznając nasze odpowiedzialności i obowiązki w sferze edukacji, sztuki, spuścizny we wszystkich formach, począwszy od muzyki do starożytnej architektury, od akcji pomocy do pozbawionych środków do życia i porzuconych dzieciach ulic Sao Paulo oraz setkach wspaniałych ludzi i inicjatywach na całym świecie. Ciągle żałuję, że Stany Zjednoczone i Anglia odrzuciły UNESCO kilka lat temu i nadal odmawiają włączenia się w tę wielką światową organizację.
Refleksje powyższe przyszły mi do głowy w ostatni Dzień Bożego Narodzenia. Czuję, że ludzkość przechodzi przez bardzo istotny okres. Musimy wszyscy mieć nadzieję i modlić się o triumf dobra nad złem, uznając że można przekształcić energie negatywne i pozytywne. Ten dynamiczny i żywy stan pokoju będzie wymagał tyle odwagi, wiary, filozofii, współczucia, przezorności, rozumowania ile potrzeba było w czasie każdej z wojen w przeszłości.”
Tłumaczenie z języka angielskiego: Jan Kłos. Materiał ze strony http://www.eurodialog.org.pl